Kółko Wdrażam i Pomagam
Opiekun: mgr Halina Popiela
„Lepiej zapobiegać niż leczyć” Hipokrates
Kółko Profilaktyczne ma na celu ukazać relacje człowiek-środowisko. Zaktywizować utajone możliwości młodego człowieka oraz ukształtować postawy czynne. Ukierunkować na właściwy temat określonymi treściami. Poprzez dostarczenie materiałów dla przyjęcia tych treści. Organizowanie spotkań z przedstawicielami grup społecznych zajmujących się zagadnieniami takimi jak profilaktyka żywienia, profilaktyka sportowa, profilaktyka zdrowotna itp
Profilaktyka to praktyczna część pedagogiki społecznej. Ma za zadanie opisywać, wyjaśniać i przewidywać rozwój zjawisk chorobliwych i szkodliwych dla społeczeństwa.
Informacje o bieżących akcjach w aktualnościach.
MOJE MIASTO I JEGO HISTORIA #zostanwdomu
Zapraszam państwa do chwili zadumy jak kruche potrafi być życie. Kim może stać się człowiek z dnia na dzień.Wielokrotnie w naszym życiu stajemy przed wyborami. Często nie mamy pewności, czy słuszną podjęliśmy decyzje, czy właściwa obraliśmy drogę. Ważne jest, aby człowiek umiał odróżnić dobro od zła. Nie dał się ponieść złudnym hasłom. Umiał zachować zdrowy rozsąde. Po prostu być człowiekiem z jasnym umysłem.Wolnym od uprzedzeń.
Halina Popiela
„Jeśli istnieje tylko jeden rodzaj ludzi, to dlaczego nie możemy żyć ze sobą w pokoju? Skoro wszyscy są tacy podobni, czemu schodzą czasem z dobrej drogi i zaczynają gardzić sobą nawzajem?” Nelle Harper Lee
Ulice sądeckiego getta od momentu jego utworzenia w 1940 r. wsiąkły wiele krwi. Zbyt wiele. Z każdą kroplą za dużo. W środę 28 kwietniu 1942 r. rozpoczęła się w getcie akcja gestapo wymierzona przeciw znajdującym się tam rzekomym lewicowym działaczom politycznym. Stała się ona początkiem końca największego piekła w dziejach miasta. Opis poniższych wydarzeń pochodzi w większości z pożółkłych dokumentów. Najcenniejsze relacje przekazali naoczni świadkowie. Patrząc na słowa tych którzy przeżyli, można zobaczyć życiową apokalipsę.
„Popatrz się dobrze na mamusię, byś ją dobrze pamiętał”
Getto w Nowym Sączu zostało utworzone w 1940 r. W dzielnicy miasta „Piekło” powstało getto dla pracujących, zaś między zamkiem a Rynkiem getto dla pozostałych. W 1942 r. zamknięto obie dzielnice. Panowały w nich katastrofalne warunki sanitarne, tam też najczęściej odbywały się „akcje” niemieckich oprawców. Na ich czele stał Heinrich Hamann, szef sądeckiego gestapo. To on w kwietniu 1942 r. osobiście inspirował i wziął udział w opisywanej poniżej zbrodni. Hamann pod koniec kwietnia miał znaleźć listę lewicowych organizacji i na jej podstawie skompletował ofiary opisanych wydarzeń.
Mojżesz Ginter tak zapamiętał początek tragedii:
„Pewnego ranka 28 kwietnia 1942 roku, było to w rocznicę śmierci mojego ojca, musieliśmy pójść na cmentarz. Okazało się, że niewolno wychodzić z domów, a że mieszkaliśmy przy ul. Lwowskiej, widzieliśmy, że most prowadzący na „Piekło” jest obstawiony. (...) Później dowiedziałem się tylko, że znaleziono listę Poalej Zion lewicy [partia żydowska-red.] i dawnych członków biblioteki poalej sjonistycznej z 1926 r., oraz członków Żyd. Towarzystwa dramatycznego w Nowym Sączu. Chwilę potem ujrzeliśmy wracającą milicję żydowską, ale już nie w szeregach, tylko grupkami, w widocznym zdenerwowaniu. Wracali z żydowskiej komendy, gdzie otrzymali zlecenie sprowadzenia ludzi będących na tej liście. Podobno musieli tam złożyć przysięgę, że sprowadzą tych ludzi. Zaczęła się wtedy łapanka. OD-mani [służba porządkowa-red.] pościągali 140 ludzi (…) Miedzy tymi ofiarami gorliwości była moja siostra razem ze swoim mężem. Pobiegłem za siostrą i widziałem z daleka jak prowadził całą grupę Górka [znany sądecki volksdeutsch-red.]. Przyczołgałem się na ul. Kraszewskiego, by podać siostrze coś pieniędzy i pertraktować z którymś z milicji. Siostrze podano pieniądze, ale dozorujący SS–man kazał jej, by oddała, bo tam gdzie pójdzie, pieniądze będą jej niepotrzebne. (…) Wtedy wiedziałem już, jaki los czeka moją siostrę. Tamtych zaś zaprowadzono do więzienia na ulicę Pijarską i widziałem jak ich prowadzono i po drodze bito. Słyszałem lamenty, krzyki, strzelania w powietrze”.
Inny świadek Samuel Kaufer relacjonuje:
„Już wczesnym rankiem jest getto otoczone policją niemiecką. (…) Ordungsdienst biega z listami po domach, ciągnie coraz to nowe ofiary. Sześciu członków rady żydowskiej zostaje uwięzionych jako zakładnicy, gwarantujący swą głową pomyślny przebieg akcji. Ogólne zdenerwowanie, strach, dezorientacja. W godzinach popołudniowych sytuacja wyjaśnia się o tyle, że jest już wiadomym, że w Starostwie została wynaleziona lista, członków organizacji „Gwiazda”, sporządzona zresztą kilkanaście lat temu. Wiele z tych osób nie żyje, wiele wyjechało przed laty, lecz rozkaz Hamanna jest krótki: wszystkie osoby wyszczególnione na liście, winne być do godziny 4–tej popołudniu dostarczone. Panowie Volkmann i Blaustein wpadają na szatański pomysł, aresztowania osób o identycznych nazwiskach. Zostaje więc aresztowanych wielu, którzy nigdy do żadnej organizacji nie należeli, aresztuje się kilkunastoletnie dzieci, które w czasie, gdy nieszczęsna lista była sprowadzona, wątpliwe, czy umiały już wymówić słowo „mama”. Około piętnastej doprowadzono do więzienia już wszystkich. Mojżesz Ginter pisze o tych którzy chcieli przeżyć: „Ukrył się tylko Abraham Goldberg, dentysta z Rynku, w schowku, który miał przygotowany. Wtedy na rozkaz gestapo sprowadzono całą rodzinę, a więc żonę, dzieci i szwagierkę Silbersteinównę z Krakowa. Na drugi dzień o 10-ej sam zgłosił się na gestapo i wtedy za wysokim okupem wypuszczono jego rodzinę”.
Izaak Tauger tak wspomina początek akcji:
„[Hamann] oświadczył że potrzebuje tych ludzi do pracy. Już pierwsze doprowadzenia wykazały, że nie chodzi to o pracę, gdyż zabrano kulawego tow. Lermera, po paru chwilach zabrano tow. Holgera który ze mną rozmawiał na temat aktualny. Ostatnie jego słowa [zostały] skierowane w języku żydowskim – „oz goju yz goju”, pójść to pójść. On też był pierwszym w miejscu zbiórki, która była przy ul. Kraszewskiego, obok szpitala żydowskiego. Okazało się, że jest wielu członków lewicy „Poalej Syjon”, członków Związków Zawodowych, a więc akcja wybitnie skierowana była przeciwko proletariatowi (…) Do godziny 14 było 10 ofiar zastrzelonych przez gestapowca Lorenca pochodzącego z Olsztyna. Wobec tego, że do Poalej S Lewicy nie należałem, przeto nie myślałem o sobie, natomiast obawiałem się losu mojej żony, która przez szereg lat była aktywnym członkiem lewicy PS (…) Zwróciłem uwagę teściowej, by w razie zjawienia się policji oświadczyła że Mala Zimetbaum (panieńskie nazwisko żony) jeszcze w marcu 1930 r. wyjechała do Krakowa. O godz. 13.30 zjawił się u teścia policjant żydowski Landau po moją żonę, i mimo mojej przestrogi, teść wołał szwagierkę, a ta znowu moją żonę, by jej chustkę podała, i w ten sposób żona się zdradziła i została o godz. 14-tej doprowadzona do miejsca zbiórki. Odprowadziłem ją w towarzystwie syna. Szła mężnie, spokojnie i jak zawsze zrównoważona. Ostatnie jej słowa do mnie brzmiały: - Idurku, wybacz o ile byłam kiedyś niedobra, zaś do syna: - Griszka popatrz się dobrze na mamusię, byś ją dobrze pamiętał”.
„Najpiękniejsze dzieci”
Rena Anisfeld, córka przedwojennego kupca
pisała, iż gestapo zebrało „całą młodzież, najpiękniejsze dzieci. To wszystko komuniści! – mówił Hamann. W więzieniu urządził sobie z nimi widowisko. Całą noc grała na podwórzu orkiestra. Tych młodych zmuszono tańczyć. Na galerii zasiadały żony SS –owców z dziećmi i przypatrywały się. Das ist euer Totentanz! – mówił Żydom Hamann”.
To co działo się w więzieniu z małego okienka obserwował również wspomniany Mojżesz Ginter:
„O godz. 4-tej począł się ruch na ulicy, poczęto zganiać na dziedziniec więzienny Żydów w dzielnicy żydowskiej i usłyszałem na dziedzińcu więziennym krzyk i płacz. Zmobilizowano OD złapano kilkunastu ludzi i z łopatami i kilofami posłano ich na cmentarz. (…) Na dziedzińcu więziennym Racka Goldberg po mężu Spirowa zwróciła się do Niemców mimo straży wokoło z rewolwerami i nahajkami, mówiąc w postawie pełnej godności i dumy, że krew nasza nie przyczyni się do wygrania wojny, ale spadnie na ich głowy i będzie pomszczona przez dzieci nasze. (…) Niemcy oczywiście zbili ją”. Według innych relacji zginęła a słowa te miała powiedzieć już na cmentarzu.
Mojżesz Ginter wspomina również, że dwóch Żydów próbowało uciec w drodze na cmentarz przy Rybackiej. Zostali jednak zastrzeleni. Izaak Tauger pisał rozpaczliwie: „Domyśliłem się, że wszystkich, którzy zostali doprowadzeni, czeka śmierć. Mala, moja Mala, tak przyznaje się – myślałem tylko w tej chwili o tobie Mala, aczkolwiek było tam tylu bliskich, Szanek Holcer, Racka Goldberg, i tylu moich uczniów i uczennic. Mala, moja towarzyszka, przyjaciółka, kochanka, wszystko, wszystko co było zrodzone w moim Ja idzie teraz na stracenie. (….) Ginie, a ja nie mogę pomóc, najstraszniejsza chwila mojego życia, które zostało podarte na strzępy.”
Samą egzekucję opisuje Samuel Kaufer:
„Dnia 29 kwietnia członkowie Służby Porządkowej i Sanitarnej udają się na cmentarz celem brania masowego grobu. O godzinie 3–ciej rusza z więzienia na cmentarz „pochód śmierci”, a na ich czele kroczy sześciu członków Judenratu [rada żydowska-red.]. Kto niebacznie ukazał się na ulicy zostaje przyłączony do szeregu. Po przybyciu na cmentarz, wszyscy muszą się nad grobem rozebrać do naga, ułożyć swe ubrania w porządku. Na rozkaz wszyscy kładą się na ziemi z twarzami zwróconemi na dół. (…) Ustaje strzelanina, wielu jest zaledwie rannych, nie każdy miał szczęście znaleźć na miejscu śmierć. Szkoda jednak dalszych kul, te potrzebne są dla następnych ofiar. Ciepłe, krwawiące ciała zostają ułożone warstwami, wielu daje znaki życia… 360 ciał zostaje ułożonych w zbiorowym grobie, kilku Ordungstadienstow musi udeptywać zwłoki nogami, by zajęły najmniej miejsca. Grób zostaje zasypany, a po paru dniach krew wybija na powierzchnię i tworzy czarną krwistą kałużę….”.
Jak wspominał świadek mieszkający obok cmentarza-pani Królowa
„ziemia ruszała się jeszcze trzy dni”. Grzebano wszystkich, nawet tych, których ledwo postrzelono.
Wszystko pamiętają także Polacy. Według Jezuity ks. Józefa Zająca
, Żydów z getta wyprowadzono główną bramą. Widział to z zakonnikami z klasztornego ogrodu. Dźwięk serii karabinów słychać było w klasztorze. Ignacy Twardowski, mieszkający obok cmentarza egzekucję obserwował z dziury na strychu domu. Tylu skazanych na śmierć Żydów jeszcze nie widział, a obserwował wiele egzekucji. „Czuliśmy się nie widoczni przy oknie, ale w momencie, gdy jeden esesman po oddaniu serii z karabinu maszynowego odwrócił się w naszą stronę małośmy się nie posrali w portki, przykucając ze strachu na podłodze”.
„Następuje krwawa noc”
Samuel Kaufer tak relacjonuje nastroje wśród Żydów:
„Każdy zrozpaczony, twarze powykręcane bólem, beznadziejnym cierpieniem, a tymczasem po krwawym dniu następuje krwawa noc. Dla uczczenia masowej rzezi, urządza gestapo libację, poczem podochoceni alkoholem, udają się nocną porą do dzielnicy żydowskiej, by kontynuować swe zbrodnicze dzieło. Odrywają bramy domów, wpadają do mieszkań, mordują całe rodziny. Między innymi wpadają do mieszkania niejakiego Kannengiesera”.
Markus Lustig był synem owego Kannengiesera.
Tej nocy nie może zapomnieć. Gestapowcy wchodząc do kamienicy przy Pijarskiej, pukali do innych mieszkań. „Następnie weszli do naszego mieszkania. Przeszli przez mój pokój, który dzieliłem z młodszym o pięć lat bratem i poszli do rodziców. Zapytali ojca kim jest z zawodu. Powiedział że introligatorem. Kazali mu się odwrócić i strzelili mu w głowę. Usłyszałem krzyk matki i następny strzał. Moja siostra też tego nie przeżyła – zabili ją. Później wrócili do mojego pokoju. Leżałem całkowicie przykryty kołdrą. Strzelili do brata, mnie nie zauważyli. Przez długie godziny leżałem w bezruchu i nasłuchiwałem. Czułem na ciele krew swojego brata”. Gestapowcy wychodząc powiedzieli po polsku „dobranoc”. Rankiem wszedł do pokoju rodziców. Twarze były tak zniekształcone, że ich nie poznał. Dookoła fruwał puch z poduszek. Ten który opadł leżał w kałużach krwi. Pochował rodzinę na cmentarzu przy ul. Rybackiej, w grobie ofiar, które rozstrzelano tam dzień wcześniej.
Do wielkiej tragedii doszło w nocy po egzekucji na cmentarzu, w domu na rogu ulic Kazimierza i Franciszkańskiej. Gestapo wymordowało wszystkich 81 mieszkańców kamienicy: z rodzin Neustadtów, Millerów, Perlów i innych. Wszystko to słyszał mieszkający w domu obok Jakub Muller. Pijani gestapowcy weszli przez narożne drzwi. To tu Hamann miał śmiertelnie postrzelić własnego szwagra, który śmiał mu się przeciwstawić mówiąc: „Dosyć tego świństwa”. „Sam Hamann krzyczał, że Żydzi go zastrzelili”- wspominał Jakub. Według relacji Anisfeld stało się to w mieszkaniu Neustadtów, zaś nazwisko ranionego gestapowca brzmiało: Kastner.
Mechel Fisch zeznawał
, że cała rodzina Grosów zginęła owego dnia w mieszkaniu feralnej kamienicy. Jednak, jak twierdził Fisch do awantury doszło wtedy kiedy Kastner nie chciał zastrzelić jakiejś pięknej Żydówki, która przeżyła masakrę, lecz zginęła kilka tygodni później.
Prawdziwą skalę katastrofy daje opis getta po tej strasznej nocy. Według wspomnień Gintera: „Noc po tej okropnej akcji spędziłem ukryty przy ul. Nawojowskiej. Nd ranem chcąc zbadać co się stało na cmentarzu, poszedłem bez opaski przez ulicę Kraszewskiego. Było mi wszystko jedno czy mnie zastrzelą, bo i tak straciłem wszystkich najbliższych. Gdy przechodziłem koło szpitala żydowskiego [ul.Kraszewskiego 44-red.] zobaczyłem dra Segala, rozgorączkowanego, który mnie zawołał. Był w najwyższym stopniu zdenerwowany, opowiedział, że nie ma nikogo przy sobie w szpitalu, że w nocy pijani gestapowscy wpadli do dzielnicy żydowskiej i urządzili rzeź, że mnóstwo tam trupów i błagał, bym wziął nosze i zbierał rannych, którzy jeszcze potrzebują pomocy. Wziąłem nosze, poszedłem do żydowskiej dzielnicy i do którego domu wchodziłem natrafiałem na trupy i kałuże krwi”.
Wstrząsający opis zostawił również Kaufer: „Na drugi dzień, przy uprzątaniu ghetta, widzi się dzieci, które w śmiertelnym strachu schroniły się pod łóżko, lecz i tam znalazł ich morderca, widzi się mężczyzn, którzy wcisnęli się za szafy i w stojącej pozycji przetrwały ich zwłoki do następnego ranka. Piszący te słowa widział matkę, tulącą kurczowo niemowlę do swej nagiej piersi, kula przez główkę dziecka przeszła do serca matki….”
Cytowany wyżej Jezuita Ks. Zając wspominał: „Pewnej nocy za murem getta była wielka awantura krzyki, jęki, wystrzały pistoletowe i pokrzykiwania pijanych głosów niemieckich nie dawały spać. Rano Żydzi składali na gęsim placu [plac u zbiegu ulic Kazimierza i Piotra Skargi-red.] zawinięte w prześcieradła ciała ludzkie. Leżały jeden koło drugiego. Potem załadowano je na wózek i wywieziono”.
Kilka miesięcy później sądeckie getto przestało istnieć. Żydów wywieziono do obozu zagłady w Bełżcu.
Jedyny z Czterystu
Było to w 1997 roku. Cmentarz przy ul. Rybackiej zrzucał zimową szatę. Z pośród wielu pielgrzymujących tutaj w ciągu roku Żydów, przyjechała para z Kanady, ojciec z córką. Siwą brodę starszego chasyda targał lekki wiatr. Kiedy skończył modlitwę w ohelu cadyka Halbestrama, wychodząc sam skręcił w prawo. Powiedział tylko: „znam to miejsce”- wspomina Pani Barbara Maleczek. Nagle zaczął płakać jak dziecko. Opowiedział o swojej ostatniej wizycie w tym miejscu. Był jednym, który przeżył tutaj wydarzenia 29 kwietnia 1942 r. Tego dnia i on stał nad swoim grobem. Czekał na swoją kolej po śmierć. Po pierwszej serii z karabinów, krew ofiar trysnęła na buty gestapowca. Prawdopodobnie były to buty Hamanna. Kazał wytrzeć je swojemu ordynansowi. Młody Niemiec był zaskoczony ilością krwi, trupów i powiedział: „Nie wyczyszczę. To też są przecież ludzie!”. Został zastrzelony i wrzucony do żydowskiego grobu. Wtedy Hamann powiedział, że kto mu wyczyści buty ten pójdzie wolno. „Wtedy ja się zgłosiłem. Resztkami ubrania, łachmanami starłem krew z cholewek jego wysokich butów i ze spodni. „Nie rozstrzelam cię za to, a liczba zabitych i tak będzie się zgadzać” - powiedział. Wtedy pozwolił mu biec w stronę Dunajca – „Uciekłem”. Ocalony biegnąc czekał, aż salwa przeszyje jego plecy. Nie wierzył że przeżył. Więcej nic nie powiedział. Tylko płakał.
Badanie przez historyków tych tragicznych wydarzeń jest ograniczone wyłącznie do nielicznych dokumentów. Ze względu na praktyki religijne Żydów nie można posłużyć się badaniami archeologicznymi na cmentarzu. Zapewne wniosły by one wiele cennych informacji. Pozostają nam zatem dokumenty, relacje i pamiątki.
Oprócz grobu ofiar na cmentarzu żydowskim przy ul. Rybackiej, w Nowym Sączu jest jeszcze jedna pamiątka tych wydarzeń. We wrześniu 2008 r. Jakub Muller w obecności prezydenta miasta, odsłonił na domu gdzie zamordowano 81 osób tablicę pamiątkową. Powiedział wtedy: „Ta krew jeszcze tutaj nie wsiąkła”. Niech zatem nadal żywe ślady tych wydarzeń będą przestrogą dla przyszłych pokoleń.
Opracowała; Halina Popiela
Żródło Sadecki Sztetl