11 listopada to nie tylko rocznica odzyskania przez nasz kraj niepodległości w 1918 r. Tego samego dnia w 1673 r. miała miejsce bitwa pod Chocimiem. Wojska Rzeczypospolitej pod wodzą hetmana Jana Sobieskiego rozbiły armię turecką, odnosząc tym samym, pod względem skali zniszczenia armii przeciwnika, największe zwycięstwo w historii Polski. Jego wagę powiększał fakt, że bitwa pod Chocimiem była pierwszą tak dużą klęską Turków w Europie.
Wojsko Rzeczypospolitej zjawiło się pod Chocimiem 9 listopada rano. Armia turecka liczyła ok. 30 tysięcy żołnierzy, z czego 11 tysięcy stanowiła piechota (janczarowie), a drugie tyle jazda (spahisi). Na resztę natomiast składali się, niezdecydowani po czyjej stronie stanąć w ostatecznej rozgrywce, Mołdawianie i Wołosi. Na wale zewnętrznym obozu ustawiono 2 tysiące janczarów, dalsze 6 tysięcy piechoty znajdowało się na skrzydłach. Umieszczono tam również wydzielone korpusy kawalerii.
Uczestniczące w działaniach pod Chocimiem wojsko Rzeczypospolitej liczyło ok. 30 tysięcy żołnierzy (22 tysiące z Korony i 8 tysięcy z Litwy). Warto podkreślić, że w jego skład wchodziło mniej więcej tyle samo jazdy i piechoty, co było w staropolskiej sztuce wojennej bardzo rzadkim zjawiskiem. Co ciekawe, husaria nie tylko nie stanowiła przeważającej części całego wojska, ale nawet nie można było stwierdzić, że jest połową jazdy w oddziałach polsko-litewskich. Siłą faktu więc inne formacje musiały spełnić w tej bitwie bardzo istotną rolę. Cała armia liczyła jeszcze ponadto 65 dział, co było jak na XVII-wieczne warunki bardzo dużą liczbą.
Szyk wojska polsko-litewskiego został podzielony na pięć wielkich zgrupowań. Istotnym elementem hetmańskiego planu były też natarcia oskrzydlające – miały być one kierowane z obu skrzydeł w kierunku mostów na wąwozie i rzece.
Do połowy 10 listopada cały czas trwał, prowadzony z różnym natężeniem, nieprzerwany ostrzał obozów tureckiego oraz mołdawsko-wołoskiego. Następnie lewe skrzydło tureckie zostało zaatakowane przez regiment piechoty Jana Wojciecha Dennemarka i semenów Jana Motowidły. Niektórzy historycy twierdzą, że była to samowolna próba natarcia, wydaje się jednak, że Sobieski realizował po prostu w ten sposób swój plan taktyczny. Atak ten zakończył się niepowodzeniem, w czym olbrzymi udział mieli janczarowie. Obydwaj wodzowie polscy polegli w trakcie walk. Natarcie to przyniosło jednak hetmanowi rozpoznanie na tym odcinku pozycji tureckich, skłoniło też Sobieskiego do przeprowadzenia decydującego natarcia na prawe skrzydło wojsk tureckich. Swój plan taktyczny hetman przedstawił na ostatecznej naradzie wojennej, która miała miejsce w nocy z 10 na 11 listopada. Planował również oskrzydlenie i odcięcie Osmanów od Dniestru.
Około godziny 3 nad ranem wszystkie oddziały polsko-litewskie zajęły wyznaczone pozycje w szyku bojowym. Niewątpliwie w głowach większości żołnierzy, a zwłaszcza Jana Sobieskiego, rozpoczęło się odliczanie przed atakiem. Warto podkreślić, że oddziały Rzeczypospolitej dysponowały bardzo małą ilością żywności, sytuacja finansowa również nie była najlepsza. Najlepszym dowodem tego stanu rzeczy była pożyczka kilkunastu tysięcy złotych na tydzień przed bitwą od Mołdawian. Sobieski musiał więc zdawać sobie sprawę, że jeżeli Turcy mają zostać pokonani, to powinno to nastąpić właśnie 11 listopada.
Tego dnia przed godziną 7 rano większość Turków odpoczywała w obozie. Widząc to Sobieski podjął decyzję o natychmiastowym podjęciu działań ofensywnych. Pół godziny później rozpoczęto 15-minutowe przygotowanie artyleryjskie.
Około godziny 8 rozpoczął się szturm generalny. Należy tutaj zwrócić uwagę na sprawne i szybkie przygotowanie wszystkich jednostek do realizacji tego zadania, ich dowódcy mieli bowiem bardzo mało czasu na przekazanie informacji o nim swoim podkomendnym. W ciągu kwadransa na odcinku polskim piechota wdarła się na nasypy wałów. Tak szybki i duży sukces był możliwy dzięki całkowitemu zaskoczeniu Turków. Polacy wdali się jednak w walkę w namiotach – tutaj muzułmanie zaczęli powoli organizować skuteczny opór.
Hussein Pasza, widząc, co się dzieje, przygotował swoją jazdę do kontrataku. Jego podstawowym zadaniem było odrzucenie Polaków poza obręb obozu. Został on przeprowadzony około południa i wzięli w nim udział spahisi bośniaccy i rumelijscy. Sobieski wysłał na pomoc zagrożonej piechocie jazdę pod wodzą Dymitra Wiśniowieckiego, która skutecznie powstrzymała Turków.
Teraz hetman zdecydował o wykonaniu przełamującej szarży husarskiej. Jej celem było otwarcie reszcie armii drogi do obozu, a w dalszej konsekwencji ostateczne zniszczenie sił tureckich. Niedługo później Stanisław Jabłonowski na czele 15 chorągwi husarskich (około 1200 ludzi) przebił się przez grupę spahisów i wkroczył do centrum działań. Wykonał on bardzo trudne zadanie, gdyż przeszedł wąwóz, a także rozkopany wał i, pomimo silnego oporu Turków, przebił się w rejon namiotów Husseina Paszy. Spory udział miały w tym także towarzyszące husarzom jednostki pancerne.
Tymczasem na odcinku litewskim atak przebiegał z opóźnieniem. Regimenty piechoty dopiero przed południem zdołały sforsować wały, zaraz potem jednak hetman wielki litewski Michał Kazimierz Pac wykonał natarcie na czele silnego zgrupowania husarii i petyhorców. Dzięki temu wojska litewskie również zdołały przedostać się do obozu.
Około godziny 14 kawaleria turecka zaczęła gromadzić się w terenie przylegającym do Dniestru, gdzie prowadziła coraz bardziej rozpaczliwą obronę. Brakowało już jednolitego dowództwa w szeregach muzułmańskich, gdyż Hussein pasza po wkroczeniu Litwinów do obozu zbiegł z pola bitwy. Soliman pasza bośniacki zebrawszy grupę kilku tysięcy jazdy podjął desperacką próbę przebicia się na południe, jego atak został jednak skutecznie powstrzymany przez oddziały dowodzone przez Dymitra Wiśniowieckiego. W tym samym czasie do obozu wkroczyła ostatecznie całość wojska koronnego i litewskiego. Starano się zablokować wszystkie wyjścia w celu odcięcia odwrotu uciekającym Turkom. Po moście na Dniestrze zdołało się przeprawić zaledwie 2-3 tysiące zbiegów. Później most zawalił się, uniemożliwiając w ten sposób ocalenie reszcie muzułmanów.
Stawiali oni rozpaczliwy opór w namiotach. Ich plątanina utrudniała zadanie wojskom polsko-litewskim, powoli jednak coraz większe grupy Turków zostawały unicestwiane. Wielu z nich podejmowało desperacką ucieczkę.
Końcowym akordem starcia pod Chocimiem była pogoń chorągwi lekkich i jazdy wołoskiej Atanazego Miączyńskiego i Jerzego Ruszczyca za grupą, której udało się przedostać przez most. Jej część udało się unicestwić albo wziąć do niewoli. Pozostałe jednostki wróciły do obozu. Klęska Turków była zupełna. 13 listopada wojska polsko-litewskie zajęły również obsadzony przez janczarów zamek chocimski.
Straty tureckie były ogromne: prawie 20 tysięcy zabitych lub rannych. Jeśli uwzględni się fakt, że Mołdawianie i Wołosi w trakcie bitwy przeszli na stronę polską (nie prowadząc jednak większych działań przeciwko Turkom), to śmiało można stwierdzić, że została zniszczona cała armia osmańska. w historii Polski – Krzyżaków pod Grunwaldem było bowiem nieco mniej. Pod względem likwidacji żywej siły przeciwnika było to niewątpliwie największe zwycięstwo, podczas bitwy warszawskiej 1920 r. spora część bolszewików uciekła, a bitwy pod Wiedniem i Parkanami nie były toczone przez Polaków samodzielnie. Ponadto spod stolicy Austrii spora część wojsk tureckich zdołała uciec.
„Victoria chocimska” była możliwa dzięki umiejętnemu dowodzeniu wojskiem przez Sobieskiego. Atak na obóz turecki od strony południowej i porzucenie myśli o długotrwałym oblężeniu okazały się strzałami w dziesiątkę. Hetman wielki umiejętnie wykorzystał też współdziałanie ze sobą różnych rodzajów wojska. Olbrzymi wkład w zwycięstwo pod Chocimiem miała nie tylko jazda, ale też piechota i artyleria. Oddziały polsko-litewskie pokazały, że w polu są nadal bardzo groźnym przeciwnikiem. Dzień przed tymi działaniami zmarł we Lwowie król Michał Korybut Wiśniowiecki. Będąca pod ich wrażeniem szlachta wybrała Sobieskiego jego następcą.
Tak duża klęska spowodowała w państwie osmańskim panikę. Komendant Kamieńca Podolskiego Chalil Pasza podjął gorączkowe przygotowania do obrony. Kapłan pasza wysłał w do wielkiego wezyra błagalne wezwanie o pomoc, a nie otrzymawszy jej wycofał się z wojskiem daleko na południe. Sułtan przeniósł swoją kwaterę znad Dunaju w głąb kraju. Przeważająca część, jeśli nie całość, Półwyspu Bałkańskiego stała praktycznie przed wojskami Rzeczypospolitej otworem.
Wygrana ta nie została jednak przez Polaków i Litwinów wykorzystana. Większa część wojska rozeszła się bowiem na leża zimowe, a działania w tym roku kontynuowało jedynie grupa kilku tysięcy żołnierzy pod wodzą Mikołaja Sieniawskiego. Wyparła ona skutecznie resztki oddziałów tureckich za Dunaj i na krótko zajęła Mołdawię. Hospodarem został wtedy przychylny Sobieskiemu Stefan Petryczajko. W styczniu 1674 r. Polacy na skutek fałszywych wieści o olbrzymich oddziałach muzułmańskich prowadzących operację wycofali się, pozostawiając Mołdawię na łup Tatarów i całkowicie zaprzepaszczając tym samym owoce zwycięstwa pod Chocimiem. Tym samym umożliwiono też wprowadzenie do Kamieńca Podolskiego zapasów żywności - nie dostarczenie ich musiałoby spowodować kapitulację załogi najdalej w przeciągu miesiąca. Sułtan i inni dostojnicy tureccy długo zastanawiali się, jakim cudem wojska Rzeczypospolitej mogły nie kontynuować ofensywy.
Zwycięstwo chocimskie było ostatnim tak znaczącym sukcesem odniesionym samodzielnie przez wojska Rzeczypospolitej w XVII wieku. Na następny (nie licząc potyczek z Tatarami) trzeba było czekać prawie 120 lat.
Opracowano na podstawie: histmag.org
Opracował; Krzysztof Ruchała